Misie Tatty Teddy darzę miłością wielką, ku memu jednak rozczarowaniu wyszywanie ich nie jest już takie proste. Przekonałam się o tym po raz pierwszy 7 lat temu, kiedy to zaczęłam wyszywać ten uroczy hafcik. Krzyżyki poszły mi sprawnie ale zacięłam się na konturach...tak oto hafcik ten przeleżał 7 lat w szufladzie w takim oto stanie :
Przedwczoraj jednak wyciągnęłam go i doszyłam brakujące motylki, wymęczyłam resztę konturów i posłupłałam supełki :)zajęło mi to 2 dni...czemu ja tego wcześniej nie zrobiłam?
Teraz tylko wyprać kanwę i jakoś ten hafcik zagospodarować...pomysł już mam :)
On jest BOOOOOSKI:) A te konturki faktycznie mogą zniechęcić :)
OdpowiedzUsuńSuper jest :-)
OdpowiedzUsuńśliczny jest :)
OdpowiedzUsuńa z backstitchami to tak jest zabrać się ciężko ale potem dosyć szybko idą :)
Misio jest przepiękny! Warto było go dokończyć :)
OdpowiedzUsuńObiektywnie przyznam, iż backstiche bardzo wzbogacają haft, ale robienie ich to już inna bajka.
słodziak jakich mało
OdpowiedzUsuńHafcik jest prześliczny!!! Fakt, swoje przeleżał w szufladzie... ale lepiej późno, niż wcale, prawda?
OdpowiedzUsuńTego miśka ubóstwiam! A u Ciebie wygląda jak żywy! Piękny!:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, misie TT są śliczne, ale ciężkie do haftowania ;) Wybrałaś śliczny wzór :)
OdpowiedzUsuń